Popularne posty

niedziela, 20 maja 2012

Veni, vidi, vici!


Tak jak wszystko co dobre szybko się kończy tak rozgrywki piłkarskiej Ligi Mistrzów już za nami! Tryumfatorem  20 edycji tych elitarnych rozgrywek została londyńska Chelsea. Zespół od początku do końca skazywany na porażkę – przynajmniej wtedy, kiedy szkoleniowcem drużyny pozostawał Andre Villas-Boas.

ROBERTO DI TROFFEO

Nowego ducha, ambicję i wolę walki udało się wpoić dopiero asystentowi charyzmatycznego Portugalczyka – Roberto Di Matteo. Fachowiec za grosze, zupełny żółtodziób czy trener na chwile – tak mówiło się o Włochu, który wydawał się skrzętnie odliczać dni do swojego zwolnienia. Jak widać każdy z 77 krzyżyków stawianych przez niego każdego dnia na kalendarzu był nad wyraz niepotrzebny. Jak zaczarowaną różdżką odmienił losy zespołu ze Stamford Bridge, który z dnia na dzień tracił na jakości.

Wystarczyło tylko uwierzyć w starą gwardię, która mimo wieku, wciąż jest kręgosłupem a nawet sercem drużyny. Na nic zdawało się setki wykresów taktycznych Villasa-Boasa – Włoch wprowadził przyjacielską atmosferę w zespole, stawiając na proste schematy i najczystsze partnerstwo. Był jak kapitan ratujący tonący statek. Tak, 19 maja Roberto Di Matteo zagrał mecz swojego życia, dzięki któremu już teraz może przeliczać swoją wartość rynkową. Złotymi głoskami wpisał się na kartach londyńskiego zespołu, który  ani pod wodzą Jose Mourinho, ani Guus Hiddinka ani tym bardziej Granta czy Ancelottiego nie potrafił odnieść podobnego sukcesu. Wielu ekspertów wydaję się łączyć jego historię z tą Pepa Guardioli i chyba jest tak w istocie. Nikt wcześniej nie mógłby przecież podejrzewać, że człowiek znikąd okryję glorią zespół Chelsea po raz pierwszy i historyczny. Di Matteo dołączył tym samym do panteonu sześciu włoskich szkoleniowców, którzy wygrywali Ligę Mistrzów.

42-letni szkoleniowiec nie tylko wygrał, ale wyprowadził swoją drużynę z kryzysu. Kto wierzył w awans Chelsea po pierwszym meczu 1/8 z Napoli, kiedy to Włosi odprawili zespół Villasa-Boasa aż 3:1? Czyżby siły wyższe chciały wynagrodzić Chelsea to co wyraźnym łukiem omijało ich przez te wszystkie lata? Co sprawiło, że zakończyli oni hegemonie Barcelony?

W meczach z Barceloną czy Bayernem zarzucano 42-letniemu szkoleniowcowi futbol zbyt asekuracyjny, wręcz ultradefensywny. Trzeba przyznać, że był to jednak sposób celowy i zamierzony, by nie nadziać się na rozpędzoną Barcelonę lub grający na własnym obiekcie Bayern Monachium. Mówi się, że wygrał antyfutbol. Nic głupszego! Gdyby wygrał antyfutbol, 11 zawodników Bayernu nie miałoby problemu z ulokowaniem futbolówki w siatce, a defensorzy Chelsea nie graliby na tak wysokim poziomie. Piłka nie jest grą statystyk, lecz bramek i skrzętnie przekonała się o tym drużyna z Monachium. Bo przecież kto rzuca się psu do gardła w jego budzie?

BAWARSKI PŁACZ

Monachijski finał był zwieńczeniem pięknego, nieprzewidywalnego sezonu. Ligę Mistrzów wygrała drużyna, która zajęła zaledwie 6 pozycję w angielskiej Champions League. Dopiero w konkursie rzutów karnych „The Blues” przegonili demony z Moskwy i sięgnęli po najcenniejsze trofeum w europejskiej piłce.

Od pierwszego gwizdka sędziego do rozpaczliwego ataku rzucili się gospodarze. Dążyli oni do jak najszybszego zdobycia bramki. Zadaniem Chelsea prędko stała się więc obrona dostępu do własnej bramki i czekanie na kontratak. Stylem, przypominało to nieco grę z hiszpańską Barceloną lecz tym razem walczono gra toczyła się o wszystko. Już w piątej minucie spotkania z dystansu huknął Toni Kroos lecz futbolówka nie zmierzała nawet w światło bramki. W kolejnych minutach zwiększało się natężenie bramki londyńczyków, lecz w pogotowiu znajdowali się jej defensorzy.

Po pierwszym kwadransie, świetną sytuację wykreował sobie Arjen Robben. Holender uderzył płasko w lewy róg rozpaczliwie interweniującego Petra Cecha, lecz ten sparował piłkę tuż na poprzeczkę. Piętnaście minut później potężnym strzałem z woleja popisał się Thomas Muller, jednak jego strzał został wymierzony w kibiców będących tego dnia na stadionie Allianz Arena.

W drużynie gości, przed pierwszą szansą na zdobycie gola znalazł się Salomon Kalou. Iworyjski Internacjonał otrzymał długie prostopadłe podanie, lecz jego strzał z ostrego konta nie zaskoczył dobrze dysponowanego w tym meczu Neuera. Chwile później Niemcy dali odpowiedź – po ograniu Garry’ego Cahilla do pozycji doszedł Mario Gomez. Niemiec hiszpańskiego pochodzenia uderzył jednak na wysokość 3 piętra. Pierwszego głośnego okrzyku bawarskich kibiców można było doświadczyć w 53 minucie, kiedy piłkę do bramki Chelsea skierował Franck Ribery. Gol nie został uznany, bowiem Francuz znajdywał się na pozycji spalonej. Kolejne minuty to prawdziwe piłkarskie szachy i szereg rzutów rożnych dla zawodników z Monachium. Kiedy sympatycy obu drużyn pogodzili się już z myślą o dogrywce rozpoczęło się niezwykle emocjonujące spotkanie.

W 82 minucie po dośrodkowaniu Lahma do piłki dopadł Muller i kozłem z najbliższej odległości pokonał bezradnego Petra Cecha. Radość i euforia 8 minut przed zakończeniem spotkania zapędziła gospodarzy do zguby. Trzy minuty przed zakończeniem angielskich kibiców ożywił Didier Drogba, który doprowadził do wyrównania. Sen Bawarczyków o trofeum zaczął się oddalać.

W dogrywce reprezentant Wybrzeża Kości Słoniowej stał się na moment antybohaterem, podcinając we własnym polu karnym Ribery’iego który zakończył tym samym to spotkanie. Sędzia wskazał na wapno ulokowane. Na jedenastym metrze stanął były zawodnik Chelsea – Arjen Robben.  „Latający Holender” podszedł do rzutu karnego zbyt pewnie i Petr Cech nie miał problemów z jego wybronieniem. Chwile przed końcem piłka na milimetry minęła bramkę Chelsea po nieprzygotowanym, technicznym strzale Olicia. O losach rywalizacji musiały zadecydować karne.

Pierwsze pudło zaliczył już w pierwszej serii Juan Mata. Po tym strzale sympatycy „The Blues” przypominali sobie finał z Moskwy. W czwartej serii pomylił się Olić a stan rywalizacji wyrównał Ashley Cole. Kilka sekund później dramat dla swojej drużyny przyniósł strzał Schweinsteigera, który został obroniony przez golkipera gości. Formalności wypełnił Didier Drogba, który bez zbędnego rozbiegu był górą nad Neuerem, który rzucił się w przeciwny róg swojej bramki. 

1 komentarz: