Tak jak wszystko co
dobre szybko się kończy tak rozgrywki piłkarskiej Ligi Mistrzów już za nami!
Tryumfatorem 20 edycji tych elitarnych
rozgrywek została londyńska Chelsea. Zespół od początku do końca skazywany na
porażkę – przynajmniej wtedy, kiedy szkoleniowcem drużyny pozostawał Andre
Villas-Boas.
ROBERTO DI TROFFEO
Nowego ducha, ambicję i wolę walki udało się wpoić dopiero
asystentowi charyzmatycznego Portugalczyka – Roberto Di Matteo. Fachowiec za
grosze, zupełny żółtodziób czy trener na chwile – tak mówiło się o Włochu,
który wydawał się skrzętnie odliczać dni do swojego zwolnienia. Jak widać każdy
z 77 krzyżyków stawianych przez niego każdego dnia na kalendarzu był nad wyraz
niepotrzebny. Jak zaczarowaną różdżką odmienił losy zespołu ze Stamford Bridge,
który z dnia na dzień tracił na jakości.
Wystarczyło tylko uwierzyć w starą gwardię, która mimo
wieku, wciąż jest kręgosłupem a nawet sercem drużyny. Na nic zdawało się setki
wykresów taktycznych Villasa-Boasa – Włoch wprowadził przyjacielską atmosferę w
zespole, stawiając na proste schematy i najczystsze partnerstwo. Był jak kapitan
ratujący tonący statek. Tak, 19 maja Roberto Di Matteo zagrał mecz swojego
życia, dzięki któremu już teraz może przeliczać swoją wartość rynkową. Złotymi
głoskami wpisał się na kartach londyńskiego zespołu, który ani pod wodzą Jose Mourinho, ani Guus Hiddinka
ani tym bardziej Granta czy Ancelottiego nie potrafił odnieść podobnego
sukcesu. Wielu ekspertów wydaję się łączyć jego historię z tą Pepa Guardioli i
chyba jest tak w istocie. Nikt wcześniej nie mógłby przecież podejrzewać, że
człowiek znikąd okryję glorią zespół Chelsea po raz pierwszy i historyczny. Di
Matteo dołączył tym samym do panteonu sześciu włoskich szkoleniowców, którzy
wygrywali Ligę Mistrzów.
42-letni szkoleniowiec nie tylko wygrał, ale wyprowadził
swoją drużynę z kryzysu. Kto wierzył w awans Chelsea po pierwszym meczu 1/8 z
Napoli, kiedy to Włosi odprawili zespół Villasa-Boasa aż 3:1? Czyżby siły
wyższe chciały wynagrodzić Chelsea to co wyraźnym łukiem omijało ich przez te
wszystkie lata? Co sprawiło, że zakończyli oni hegemonie Barcelony?
W meczach z Barceloną czy Bayernem zarzucano 42-letniemu
szkoleniowcowi futbol zbyt asekuracyjny, wręcz ultradefensywny. Trzeba
przyznać, że był to jednak sposób celowy i zamierzony, by nie nadziać się na
rozpędzoną Barcelonę lub grający na własnym obiekcie Bayern Monachium. Mówi
się, że wygrał antyfutbol. Nic głupszego! Gdyby wygrał antyfutbol, 11
zawodników Bayernu nie miałoby problemu z ulokowaniem futbolówki w siatce, a
defensorzy Chelsea nie graliby na tak wysokim poziomie. Piłka nie jest grą
statystyk, lecz bramek i skrzętnie przekonała się o tym drużyna z Monachium. Bo przecież kto rzuca się psu do gardła w jego budzie?
BAWARSKI PŁACZ
Monachijski finał był zwieńczeniem pięknego, nieprzewidywalnego
sezonu. Ligę Mistrzów wygrała drużyna, która zajęła zaledwie 6 pozycję w
angielskiej Champions League. Dopiero w konkursie rzutów karnych „The Blues”
przegonili demony z Moskwy i sięgnęli po najcenniejsze trofeum w europejskiej piłce.
Od pierwszego gwizdka sędziego do rozpaczliwego ataku
rzucili się gospodarze. Dążyli oni do jak najszybszego zdobycia bramki.
Zadaniem Chelsea prędko stała się więc obrona dostępu do własnej bramki i
czekanie na kontratak. Stylem, przypominało to nieco grę z hiszpańską Barceloną
lecz tym razem walczono gra toczyła się o wszystko. Już w piątej minucie
spotkania z dystansu huknął Toni Kroos lecz futbolówka nie zmierzała nawet w
światło bramki. W kolejnych minutach zwiększało się natężenie bramki
londyńczyków, lecz w pogotowiu znajdowali się jej defensorzy.
Po pierwszym kwadransie, świetną sytuację wykreował sobie
Arjen Robben. Holender uderzył płasko w lewy róg rozpaczliwie interweniującego
Petra Cecha, lecz ten sparował piłkę tuż na poprzeczkę. Piętnaście minut
później potężnym strzałem z woleja popisał się Thomas Muller, jednak jego
strzał został wymierzony w kibiców będących tego dnia na stadionie Allianz
Arena.
W drużynie gości, przed pierwszą szansą na zdobycie gola
znalazł się Salomon Kalou. Iworyjski Internacjonał otrzymał długie prostopadłe
podanie, lecz jego strzał z ostrego konta nie zaskoczył dobrze dysponowanego w
tym meczu Neuera. Chwile później Niemcy dali odpowiedź – po ograniu Garry’ego
Cahilla do pozycji doszedł Mario Gomez. Niemiec hiszpańskiego pochodzenia
uderzył jednak na wysokość 3 piętra. Pierwszego głośnego okrzyku bawarskich
kibiców można było doświadczyć w 53 minucie, kiedy piłkę do bramki Chelsea
skierował Franck Ribery. Gol nie został uznany, bowiem Francuz znajdywał się na
pozycji spalonej. Kolejne minuty to prawdziwe piłkarskie szachy i szereg rzutów
rożnych dla zawodników z Monachium. Kiedy sympatycy obu drużyn pogodzili się
już z myślą o dogrywce rozpoczęło się niezwykle emocjonujące spotkanie.
W 82 minucie po dośrodkowaniu Lahma do piłki dopadł Muller i
kozłem z najbliższej odległości pokonał bezradnego Petra Cecha. Radość i
euforia 8 minut przed zakończeniem spotkania zapędziła gospodarzy do zguby.
Trzy minuty przed zakończeniem angielskich kibiców ożywił Didier Drogba, który
doprowadził do wyrównania. Sen Bawarczyków o trofeum zaczął się oddalać.
W dogrywce reprezentant Wybrzeża Kości Słoniowej stał się na
moment antybohaterem, podcinając we własnym polu karnym Ribery’iego który
zakończył tym samym to spotkanie. Sędzia wskazał na wapno ulokowane. Na
jedenastym metrze stanął były zawodnik Chelsea – Arjen Robben. „Latający Holender” podszedł do rzutu karnego
zbyt pewnie i Petr Cech nie miał problemów z jego wybronieniem. Chwile przed
końcem piłka na milimetry minęła bramkę Chelsea po nieprzygotowanym,
technicznym strzale Olicia. O losach rywalizacji musiały zadecydować karne.
Pierwsze pudło zaliczył już w pierwszej serii Juan Mata. Po tym
strzale sympatycy „The Blues” przypominali sobie finał z Moskwy. W czwartej
serii pomylił się Olić a stan rywalizacji wyrównał Ashley Cole. Kilka sekund
później dramat dla swojej drużyny przyniósł strzał Schweinsteigera, który
został obroniony przez golkipera gości. Formalności wypełnił Didier Drogba,
który bez zbędnego rozbiegu był górą nad Neuerem, który rzucił się w przeciwny
róg swojej bramki.
Drogba nie może odejść ! :)
OdpowiedzUsuń